Nie chciałam wierzyć, kiedy doświadczone mamy mówiły mi, że najwięcej wolnego czasu ma się przy noworodku, bo tylko je i śpi. No i się sprawdziło. Bolcio ma już pół roku i nie mam czasu na nic. Trzeba już go zabawić, nakarmić łyżeczką bo z butli nie chce, podnieść, żeby świat z bliska pokazać. Nabyłam chustę do noszenia
(
Nati tkana - kolor Amazonia) i teraz chodzimy na długie spacery do lasu, wizytujemy kolegów i koleżanki. Nie myślałam, że "chustowanie" to taka fajna sprawa - idę gdzie chcę, nie martwię się o wózek, że ciężki, że się nie zmieści. Jakby ktoś chciał więcej się dowiedzieć to polecam
chustomanię i
forum.
Robótkowo posucha straszna. Domówiłam brakujący motek do oliwkowego swetra i skończyłam go wreszcie bo leżał jak wyrzut sumienia. W sam raz pogoda się na swetry zrobiła, hehe. Rozpinanego z Loreny powoli przybywa
- skończyłam karczek, teraz ażur się robi i zaraz będę oddzielała rękawy. Muszę się jakoś zmotywować bo to ma być ubranie na to lato a nie na przyszłe.
Krzyżykowo też coś się ruszyło: igielnik na wymianę dotarł więc mogę go pokazać - to nie jest do końca to co chciałam ale w pewnym momencie projekt zaczął żyć własnym życiem i przestał współpracować z autorem. Prawie skończyłam kartkę na dzień matki z zestawu dołączonego do CardShop.
Tyle że dzień matki dawno za nami. Dzięki Bogu moja rodzicielka ma w czerwcu imieniny więc zostanie nią obdarzona z innej okazji.
Jestem cały czas pod wrażeniem poduszek różnorakich jakie tworzy
Gazynia. A że moja mała kuzynka jest w szpitalu na chemioterapii (paskudna sprawa ale rokowania nie są złe...) wymyśliłam dla niej poduszkę - taką "za jeden uśmiech". Tutaj w trakcie powstawania

(wykorzystałam haft z kwiatową wróżką zrobiony w zeszłym roku) a ja mocno trzymam kciuki za Izę, żeby szybko wróciła do zdrowia.
Znowu coś jest z tymi zdjęciami, wszystkie powinny być w poziomie a ja za nic nie umiem tego naprawić. Na razie zostawiam tak jak jest i pokornie proszę o wybaczenie bo Młody marudzi z łóżeczka i muszę lecieć.