Zdziwiłam się kiedy zerknęłam na datę ostatniej notki - cały sierpień mnie nie było. Jakoś tak wyszło, że wakacje spędziłam z dala od komputera a i weny do pisania jakoś brakowało.

Udało mi się popełnić małe faux pas na początku zabawy blogowej RR "Domki" Jakoś tak wyszło, że byłam święcie przekonana że do 1 września mamy się wyrobić z pierwszym obrazkiem i wysłać go dalej. Sprężyłam się więc i wykonałam co trzeba. Ostatniego sierpnia w stresie zorientowałam się że nie mam adresu dziewczyny do której ma polecieć moja kanwa. Napisałam do organizatorki która oświeciła mnie niedojdę że od 1 września dopiero zaczynamy wyszywać swoją część. Także mam nadprogramowo wykonany plan.

Chustę z Araucanii skończyłam, pięknie się zblokowała i teraz czeka do jesieni na premierę. Jestem z niej dumna niemożebnie więc chyba zasługuje to na osobny post jak już pstryknę zdjęcia.

Niestety nie pojechaliśmy w Bieszczady.Kemping na który jeździliśmy poprzednio chyba został zlikwidowany - w każdym razie nie mogłam już znaleźć na niego namiarów w sieci, a ceny pozostałych możliwości noclegowych powalały - Bieszczady dzielnie gonią Zakopane w konkurencji "najdroższy wypoczynek".
Drogą losowania - "no to gdzie jeszcze nas nie było ?" wybraliśmy Beskid Żywiecki i to był strzał w dziesiątkę. Pieniny się chowają. Nocowaliśmy w Ośrodku Żabnica w Węgierskiej Górce. Ceny bardzo przystępne, domki może nie najnowsze ale jest wszystko co trzeba i co bardzo ważne - czystość absolutna i porządek, ciepła woda zawsze była, cisza i spokój. Byliśmy bardzo pod wrażeniem i gorąco polecamy.
A same góry - piękne, ciche, nie było tłumów na szlakach. Widok z Pilska powalający.
Zwiedziliśmy forty obronne w Węgierskiej Górce, Muzeum Browaru w Żywcu, pływaliśmy rowerem wodnym po Jeziorze Żywieckim. I jestem pewna - jeszcze tam wrócimy.







Mój stary samochód, pieszczotliwie zwany "Fiestą Pancerną" zakończył swój żywot na amen i został odprowadzony na miejsce wiecznego zezłomowania. Powstała więc konieczność zakupu następcy. Nie dysponowaliśmy wielkimi funduszami i wybór padł na starą Mazdę 323. Samochód jest świetny i doszło do tego że moi panowie tj. mąż, ojciec i brat, każdy złożył mi ofertę zamiany na swoje Volkswageny czy Audi. Nic z tego - Madzi nie oddam.

No i gwóźdź programu - mam KOTA !

Nie przypuszczałam że do tego dojdzie, bo nigdy nie byłam miłośniczką kotów. Traktowałam je tak z litościwą obojętnością, a mój mąż nawet słyszeć o kocie nie chciał. Ale pojawił się Stefan... i wszyscy z synem na czele straciliśmy dla niego głowę i serce przede wszystkim. Oficjalnie więc dołączam do grupy "robótkowiczek"-"kociomaniaczek". I się zapytuję, czy to normalne że jak masz jednego kota to myślisz jak by tu wykombinować kolejnego ? :D

4 komentarze:

sabinka.t1 pisze...

Ponoc mazdami fajnie sie jeździ.
Kociak , widze ,ze obie mamy maluszki w domku :O) nawet jakies takie podobne ;O) http://sabinkat1.blox.pl/html

KasiaS pisze...

Marta ależ ja się bardzo cieszę, że znalazłaś i to nie Ty jedna! czas i już domki masz gotowe! Kompletnie się tym nie przejmuj! Miałam frajdę podglądając ile już zrobiłaś :-) Wysyłaj dalej, szkoda czasu, może uda nam się zabawę wcześniej skończyć :-)
Wypoczynek nie zaplanowany ma tę przewagę, że może zaprowadzić nas w miejsca do których nigdy się nie wybieraliśmy. Dobrze, że wypoczęłaś :-)
Mazdą jeździł mój brat, gdy padła był bardzo nieszczęśliwy...
Kociak słodki, koty podobno tak mają, że mnożą się nie wiadomo kiedy :-)
pozdrawiam :-)

Ata pisze...

Muszę Ci zmartwić- to zupełnie normalny objaw u rasowego kociarza ;-)
Stefan do zagłaskania!

CyberJulka pisze...

Pozdrowienia od hafciarko-kociarki:)

Cyber Julka
http://cyberjulka.blogspot.com/