Po pierwsze Bolek - wyhamował tempo wzrostu na rzecz rozwoju umysłowego. Prawie z dnia na dzień stał się zainteresowany wszystkim dookoła, odpowiada uśmiechem na uśmiech a nawet zaczepia swoich ulubieńców na przykład Cezarego. Wyciąga rączki do interesujących go przedmiotów, na widok małych psów najchętniej wyskoczyłby ze skóry z radości. Ja obserwuję go z perspektywy matki i każda mała nowa rzecz jest dla mnie wydarzeniem rangi Wielkiego Wybuchu, ale to świetna sprawa - obserwować ileż to rzeczy musi się człowiek nauczyć żeby stać się człowiekiem.
Po drugie - moje robienie na drutach nabrało rumieńców. Żółta bluzeczka skończona, nitki pochowane, nawet obcykałam brzegi szydełkiem. Zdjęcie z modelką w środku będzie. Pokazany w poprzednim poście sweter z Sonaty został spruty. Włóczka nie pasowała mi do tego projektu zupełnie, tyle że okazało się to dopiero w trakcie roboty. Nad zastosowaniem tej bawełny jeszcze się zastanowię, a Phildarowy sweterek zrobię na pewno tylko z czegoś bardziej wełnopodobnego.
W czasie przymusowych wakacji od kompa zaczęłam bluzkę/sweter wg wzoru zwanego
TomatoI prawie ją kończę, ale chyba braknie mi wełny ( robię z oliwkowej Elian Klassik). A to wszystko dlatego, że wymyśliłam sobie rękawy 3/4. Mam jeszcze nabrane oczka na
February Lady Sweater ( włóczka Lorena Madame Tricote) ale cały czas się zastanawiam czy aby na pewno będę go potem nosić.
Po trzecie - ogródek. Zakorzeniam się tutaj powoli, w miarę postępów w remoncie. Wymyśliłam sobie więc układ ogródkowy z teściową - ona daje wiedzę i doświadczenie a ja pracę fizyczną tj. kopanie, grabienie, plewienie, podlewanie itd. Na razie mamy przygotowane trzy zagony: dwa już obsiane marchewką, pietruszką, koperkiem, ogórkami i innymi takimi, trzeci czeka na zioła, które jutro przywiozę z targu i od mojej rodzicielki - miętę, melisę, bazylię, estragon itd. Postanowiłam też zaprowadzić florę na naszym balkonie - nigdy nie miałam kwiatów w skrzynkach i jestem w tej dziedzinie całkowitym dyletantem. Skazana jestem więc na to co mi sprzedawcy wcisna i cioteczki doradzą. Na razie mam werbenę i takie zwisające "cuś" co nie kwitnie, tylko rośnie.

Po czwarte - remont. Czy ktoś jest w stanie sobie wyobrazić że to kiedyś będzie mieszkanie. Bo ja nie. Ale jestem dobrej myśli...

I mój małżonek w roli tego co "spłodził syna, drzewo posadził, teraz dom buduje ..."
