Rozpędzam się...

Miały być tylko skrzynki z surfiniami na balkonie, a doszły do tego jeszcze pnące kwiatki w doniczkach - wilec, groszek pachnący i nasturcje. Na "poziomie morza" z jednej działeczki zrobiły się trzy i nieduży inspekt - mój mąż zażyczył sobie rzodkiewek i sałaty a moja mama wcisnęła mi jeszcze dalie i mieczyki tylko nie wiem czy to trochę nie za późno. Najwyżej nie zakwitną. Więc z demonicznym uśmiechem przez ostatnie dwa dni grzebałam w ziemi, latałam z konewką a dzisiaj z radością powitałam pochmurno-deszczową aurę. Niechaj rośnie na zdrowie.
Skończyłam oliwkowy sweter ... prawie (coś się pomieszało z Bloggerem i nie mogę przekręcić tych zdjęć w poziomie - przepraszam)Zabrakło mi włóczki na ściągacz rękawa - dosłownie osiem rzędów, a nie ma możliwości żeby skrócić rękawy tak aby wystarczyło na oba. Cóż, sweterek odczeka aż będę robić kolejne zamówienie w Zamotanych, na razie mam z czego robić, a fundusze inwestuję w ogródek (...maniaczka) A wyszedł bardzo zgrabny. Jednak wolę robić swetry na okrągło, w jednym kawałku.
Zapisałam się na wymianę igielników u Edy, ale cały czas pracuję nad koncepcją. Pogoda zbrzydła to może powstaną jakieś próby w materiale. Odpuściłam sobie ostatnio haftowanie i teraz jakoś tak trudno mi do niego powrócić. No może nie tak całkiem - postawiłam trzydzieści parę krzyżyków na wróżce HAE. Zostało jeszcze około 111 900 krzyżyków... Słodko.
Robię dziś poważny krok na przód - jadę do Urzędu Pracy zasilić grono wykształconych bezrobotnych. Chciałabym wrócić do pracy, niekoniecznie stricte w zawodzie bo o to niełatwo w moim regionie i niekoniecznie od zaraz bo Bolo jeszcze w 90% na moim wikcie. Ale zanim coś znajdę pewnie minie trochę czasu.

Majowe początki

Wreszcie udało się postawić na nogi nasz komputer, tak bezmyślnie przeze mnie zepsuty. Nie brakowało mi Internetu tak bardzo jak się spodziewałam. Miałam za to mnóstwo czasu dla mojego syna, moich swetrów i ogródka.
Po pierwsze Bolek - wyhamował tempo wzrostu na rzecz rozwoju umysłowego. Prawie z dnia na dzień stał się zainteresowany wszystkim dookoła, odpowiada uśmiechem na uśmiech a nawet zaczepia swoich ulubieńców na przykład Cezarego. Wyciąga rączki do interesujących go przedmiotów, na widok małych psów najchętniej wyskoczyłby ze skóry z radości. Ja obserwuję go z perspektywy matki i każda mała nowa rzecz jest dla mnie wydarzeniem rangi Wielkiego Wybuchu, ale to świetna sprawa - obserwować ileż to rzeczy musi się człowiek nauczyć żeby stać się człowiekiem.
Po drugie - moje robienie na drutach nabrało rumieńców. Żółta bluzeczka skończona, nitki pochowane, nawet obcykałam brzegi szydełkiem. Zdjęcie z modelką w środku będzie. Pokazany w poprzednim poście sweter z Sonaty został spruty. Włóczka nie pasowała mi do tego projektu zupełnie, tyle że okazało się to dopiero w trakcie roboty. Nad zastosowaniem tej bawełny jeszcze się zastanowię, a Phildarowy sweterek zrobię na pewno tylko z czegoś bardziej wełnopodobnego.
W czasie przymusowych wakacji od kompa zaczęłam bluzkę/sweter wg wzoru zwanego Tomato
I prawie ją kończę, ale chyba braknie mi wełny ( robię z oliwkowej Elian Klassik). A to wszystko dlatego, że wymyśliłam sobie rękawy 3/4. Mam jeszcze nabrane oczka na February Lady Sweater ( włóczka Lorena Madame Tricote) ale cały czas się zastanawiam czy aby na pewno będę go potem nosić.
Po trzecie - ogródek. Zakorzeniam się tutaj powoli, w miarę postępów w remoncie. Wymyśliłam sobie więc układ ogródkowy z teściową - ona daje wiedzę i doświadczenie a ja pracę fizyczną tj. kopanie, grabienie, plewienie, podlewanie itd. Na razie mamy przygotowane trzy zagony: dwa już obsiane marchewką, pietruszką, koperkiem, ogórkami i innymi takimi, trzeci czeka na zioła, które jutro przywiozę z targu i od mojej rodzicielki - miętę, melisę, bazylię, estragon itd. Postanowiłam też zaprowadzić florę na naszym balkonie - nigdy nie miałam kwiatów w skrzynkach i jestem w tej dziedzinie całkowitym dyletantem. Skazana jestem więc na to co mi sprzedawcy wcisna i cioteczki doradzą. Na razie mam werbenę i takie zwisające "cuś" co nie kwitnie, tylko rośnie.
Po czwarte - remont. Czy ktoś jest w stanie sobie wyobrazić że to kiedyś będzie mieszkanie. Bo ja nie. Ale jestem dobrej myśli...
I mój małżonek w roli tego co "spłodził syna, drzewo posadził, teraz dom buduje ..."